Its only January and so far we'd have some chick eat her tampon, some chick fucks her dog, a dude fucks a chicken, #cut4bieber, and another girl fuck a horse. Welcome to 2013 .
Czwartek ciągnął się jak cholera. Matematyka minęła jakoś jeszcze przyjemna, na polskim Agata zaraziła mnie zafascynowaniem do ruchającej się wskazówki minutnika z sekundnikiem i pól lekcji wgapiałyśmy się w zegar. Z letargu wyrwał mnie dźwięk smsa mojego Iphone 8, którego zapomniałam wyciszyć. Ogarnęłam się jakoś, nawet byłam aktywna na lekcji, czego Izka i tak nigdy nie docenia.
Po historii, która była jakoś na 4 czy 5 godzinie chciałam już odejść do domu i umierać w katuszach. Niestety. Czekały mnie lekcje aż do 15:20 w tym PFy, które jakoś ogarnęłam, i byłam całkiem mądra z tej historii.
Ledwo półtorej godziny w domu, a już trzeba było się zbierać do kościoła. I już czekali Pejs wraz z Agatą. Był dzień przytulania, to jakiś potrójny się ogarnął, potem się śmiałyśmy, ze koleżanka Dagmara K. jakoś niestety odmówiła przytulenia Bartosza S, to takie smutne :C Plotki, ploteczki, jakieś dzikie czapki-menelki, przyszły P i WM, weszliśmy całą bandą do kościoła, po chwili dołączyła Ems, była spowiedź, a potem sobie siedliśmy, i była msza, a potem było spotkanie. Znaczy, oglądanie filmu, tym razem o eutanazji. Do końca jeszcze nie sformułowałam zdania swojego [jeśli chodzi o każdy, pojedynczy aspekt, bo ogólną tezę mam]. Potem do domu, nareszcie, i tak, po 19 godzinach na nogach końcu siedzę i kontempluję nad wszystkim i niczym, a tymczasem doszłam do ‘Carmen’, dziewiątej już piosenki, przede mną jeszcze 14.
Powinnam co nieco ogarnąć swój pokój, zrobię to, może nawet dziś w nocy, jutro [właściwie, dzisiaj] trzy lekcje, na 9:40. Może nawet ogarnę jakieś śniadanie, chociaż z rana nigdy mi się nie chce nic robić.
Staram się pisać jak najwięcej, ćwiczę swój cholerny warsztat. Chcę dojść do tego, że będę mogę kreślić słowami idealnie to, co będę chciała, że będą się lepić, sklejać, pasować, łączyć, kolidować, zderza, intrygować, pasjonować, ciągnąć, od burżuazyjnych ozdobników, do prostackich i prymitywnych stwierdzeń. Czysty kontrast, poezja, fikcja, epika. Epifanii dzikich, swawolnych pragnień, ubranych w wykrochmalony kołnierzyk i rozwiązłą kieckę.
Czas ślizga się po całym uniwersum. Raz jest niewidzialną strefą, w której nie ma powrotów, a kiedy indziej schodzi dreszczem po łopatkach. O, ‘Video Games’, dawno nie słuchałam. Akuratnie pasuje do wyżej opisanej sytuacji.
It’s you, it’s you, It’s all for you, Everything I do. I tell you all the time, Heaven is a place on earth with you. Tell me all the things you wanna do. […] They say that the world was built for two. [?]
***
You no good for me, but baby I want you, I want you!
***
Dzikie myśli, dzika ja, znów nie wiem, co się dzieje. To śmieszne, bo zazwyczaj, gdy budzę się nad ranem mam świetne pomysły na notki, układam sobie już jakieś zaczątki, albo myśli przewodnie, które chcę zawrzeć, ale te cholery uciekają mi rano. Jeśli jakiś urywek zapamiętam, to i tak wydaje mi się beznadziejny.
***
Nasunęło mi się teraz wspomnienie tego ‘metala’ z pierwszej czy drugiej klasy, to ten, co farbuje włosy, co by mroczniej wyglądać, a także nazwisko ma to samo, co nazwa pewnego zbiornika wodnego w Rydułtowach. To, co nam pani K mówiła. Nie wiem, jak można powiedzieć, ze będzie się miało burdel, a w nim będzie pracowała własna babcia. Nie wiem, dla mnie to jest nie do pomyślenia.
***
Albo te, pierwszoklasistki. Nie wiem, co one mają w głowach, przynajmniej niektóre, przynosić żyletkę do szkoły… Jedna się chciała ciąć, druga jej ją odebrała, trzecia natomiast kazała przekazać ją sobie. Przy tym nieszczęsnym podawaniu rozcięta została bohaterka numer 3. Kałużę krwi, pogotowie i cztery szwy później zaczęła się szkolna machina, pedagog, rodzice, policja i straszenie sądem. Amen.
Nie potrafiłam się zdecydować na muzykę, ale dzisiejsze pisanie będzie umilane Laną Del Rey – Born To Die Paradise Edition, i to deluxe version [!].
Za chwilę ze stycznia zrobi się luty, o, już, zaraz. Sometimes love is not enough. W sumie, to koniec pierwszego miesiąca tego roku. Myślę, że czas na małe podsumowanie:
Od trzech tygodni nie wypaliłam ani jednego papierosa, oparłam się nawet namowom Koci, by skoczyć sobie na przystanek.
Ograniczam kofeinę, praktycznie przestałam pić kawę i colę, moje miłości.
Z nielicznymi wyjątkami przestałam spożywać leki przeciwbólowe w przesadnych ilościach.
Chodzę na wszystkie lekcje [no dobra, staram się chodzić na wszystkie lekcje].
Pierwszy semestr zakończyłam ze średnią 4,729 i zachowaniem wzorowym [i 150h nieobecności].
Nowy semestr zaczęłam 5 z polskiego, 5 z historii, 6 z matematyki i 4 z historii sztuki, 4 z biologii.
Jeśli utrzymam chęci, postanowienia i będę się kontrolować tak, jak do tej pory, to nic złego nie powinno się stać. To znaczy, myślę, że wytrzymam spokojnie około miesiąca bez nikotyny, co w ostatnich czasach jest naprawdę rekordem. O ile nie będę miała jawnego znaku od niebios i sposobności na kupno, to do kiosku nie pójdę. Taki mam zamiar.
Co do mojej miłości kofeinowej – z tym, to już będzie gorzej. Jak na razie tydzień bez kawy, a z coca colą, nie jest tak źle, ale po dzisiejszej nocy wyczuwam półlitrowy kubek z czarną, rozpuszczalną magią, o mocy trzech i pół kopiastych łyżeczek.
Pięknie sformatowane, bezbłędne notki pisane w Wordzie Wyglądają tak doskonale i czysto. Odpowiednia interpunkcja, duże litery, porządnie.
Pewnie już powinnam przestać notki, które obfitują w jednozdaniową treść, ale czasem jedno zdanie potrafi zawrzeć w sobie tę jedną myśl przewodnią. Może uderzać prostotą, lecz w jego skład wchodzi tyle uczuć, niedopowiedzeń, słów zawisłych pomiędzy ciszą i pustką.
***
Ten tydzień jest dziki.
Począwszy od dwudziestego-ósmego, kiedy nie wiedziałam kompletnie, co się dzieje [mam jedną, wielką czarną dziurę w głowie], przechodząc do wtorku, kiedy to pani Izabela krytycznie wyraziła się na temat nas, żeńskiej części IIIb.
Nie rozumiem tego jej tupetu. Nie dość, ze Wiktoria normalnie się jej spytała o ten cholerny teatr, to ona musiała upatrzyć w tym jakiś nieistniejący przytyk, zjechała ją od góry od dołu. [Balladyna! Teatr! Obowiązkowy! Jak śmiesz pytać?! Ja chcę się widzieć z Twoją matką!]. Aż do przejścia na wszystkie dziewczyny [Jakby człowiek nie robił, to i tak tym pannom nie spasuje! Wiecznie się czepiają, nigdy nie jest dobrze. Z chłopakami to się jeszcze jakoś idzie dogadać! Oni są lepsi, nie to, co wy.]. Malowniczo przewróciłam oczami i coś jej tam odparłam, a także reszta też; ponieważ kim ona jest, żeby mieć prawo tak do nas mówić? I w dodatku zołzami nazywać? Przepraszam bardzo, ale chuj mnie jej zdanie, bo w końcu nie jesteśmy jakimiś bezmózgimi amebami, aby nie móc wyrazić własnej opinii, czy też po prostu o coś spytać!
***
To, ze nie będzie PFów z panią K jest tragiczne. W skutkach oczywiście. Przez ostatnie pół roku naprawdę się wiele nauczyłam, widać to choćby po tym jak dobrze poszły mi próbne z maty, a także sprawdziany, wszystkie, z wyjątkiem jednego [cholerna Lepsza Szkoła, punkt i byłoby maksimum…], napisałam na 100%. Niestety jestem świadoma, że muszę być plastyczna, ponieważ od nowego roku będę w innej szkole, z innymi nauczycielami, którzy mają inne metody [dalej nie wiem jak przeżyję matematykę z kimś innym], ale jakoś nie potrafię się ot tak przestawić. Niby mam chodzić, żeby święta trójca, która założyła mój ‘fanklub’ się nie czepiała, no ale…
***
Właśnie! Święta trójca! W tym całym zamieszaniu zapomniałam opisać te trzy ‘cudowne’ kobiety.
Nie wiem, co nimi kieruje [Może Mieszko/Gracjan dalej ma żal o te 200/30? Mimo, że 2,5 roku minęło?], przecież nic takiego nie robiłam [ z wyjątkiem opuszczania lekcji pani Asteriks i Osy]. Nie wiem, co je tak bardzo boli, może, że ulubionym przedmiotem, a także moją pasją zawsze była matematyka, a nie ich ‘wspaniałe’ przedmioty [fizyka jak fizyka, jeszcze obleci]? Tak samo punkty z zachowania? O co one mają problem? I j
***
Albo ta ostatnia zagrywka Izki, byłam znudzona i zmęczona życiem, wizja dwóch polskich i wosu, gapiłam się w ten cholerny blat biurka i myślałam o niebycie, a Izunia na mnie z pyskiem, ‘czemu ją lekceważę, zdolności matematyczne to nie wszystko!’. Idź stąd, humanistyczny nikczemniku!
MAT-FIZ BOGIEM, równania kwadratowe nałogiem, układ SI podstawą, a całki zabawą.
***
Myśl o tym strasznym czwartku krąży mi po głowie, od kiedy tylko dostałam plan na ten tydzień.
Tak dużo lekcji, których nie lubię, tylko jedna mata, no i fakultety z historii, na których będę!
***
Hahahahahha, nasze forum z NK, tak w ogóle, prawie bym zapomniała ♥ Jak się ogarnę, to powrzucam co lepsze fragmenty z licznych wypowiedzi Pawła F. [ciekawostka: dnia 4.12.2008 spamowałam tam aj-em.blogspot.com, czyli tym blogiem pod pierwotna nazwą!]
notka oczywiscie napisana wieki temu, ale ja nigdy nie mam czasu... This is a Public Service Announcement: Sponsored by Just Blaze and the good folks at Roc-A-Fella Records. Allow me to re-introduce myself.
***
Czwartek, wieczór. Chciałyśmy już iść do domu [Ems, Ja, Agata i Kocia]. Jednak niesprzyjające okoliczności sprawiły, że praktycznie odprawiono nas z kwitkiem. Tak więc musiałyśmy wyskakiwać przez szatnię. Było śmiesznie… Akurat kiedy szłyśmy sobie do aut puścili tę fajną piosenkę. I don’t care. I love it.
***
Katuję się. Myslovitz, Depeche Mode i Evanescence. Tak, jakby to miało cokolwiek zmienić. Chyba podjęłam decyzję. Chyba wchodzę w tę grę, choć doskonale wiem, jak się skończy.
***
Jak namieszać komuś w głowie. – Poradnik.
Mieć dwunasty stopień popierdolenia w trzystopniowej skali.
I zachowywać się naturalnie.
Efekt gwarantowany. Polecam.
***
Ludzie to jednak dziwne istoty. Chociaż ich ostrzegasz, to ciągle wiedzą lepiej. Mogłabym krzyczeć ‘nie, nie rób tego’ czy też ‘nie brnij w to dalej’, ale czy ktokolwiek posłucha. Nie.
W związku z zaistniałą sytuacją, siedzę na laptopie i wgapiam się w jego ekran.
Nienawidzę, kiedy nie ma nowej wiadomości od Ciebie.
Nienawidzę też tego, co się dzieje w mojej głowie.
moja mama śmieje się ze mnie, że jestem ruda.
ale ja nie jestem ruda.
jestem zmęczona.
tylko tyle.
zdjęcia, notka i wszystko inne później.
może dziś jeszcze, ale może jutro...
a dzisiaj idziemy zrobić koty.
ogólnie, dzień w miarę, ale bez maty.
wybywam zaraz od Foxxy do domu.
potem do gimbazjum.
potem się ogarnie.
a jutro o 6...
:33333 london city, bitch.
Jest informatyka, w sumie lekcja wychowawcza, nic nie robimy.
strona oceniona na 5+, nie jest źle.
Pejs zachowuje się jak wkurzająca pijawka i sypie marnymi tekstami z kolorowego.
No ludzie, dajcie żyć.
W sumie, nie wiem jak przeżyłam dwa polskie, chyba spałam, albo i nie spałam.
Jakieś tępactwo było.
Zaraz idę na trzecia matę, pisać Lepszą Szkołę.
Cudnie.
Wiele rzeczy jest teraz takie odrealnione.
Budzę się, gdy jest ciemno, a kładę się spać,
kiedy światło latarni odbijane przez śnieg nadaje pomarańczową poświatę atramentowemu niebu.
***
To było dwa miesiące temu, choć o tym nie wiedziałam.
Właściwie, to stało się dwa miesiące temu, choć ja dowiedziałam się w pięć dni później.
Obiecałam wtedy komuś, że zniknę z jego życia.
To była jedyna, słuszna opcja
Wiedziałam, że gdybym tego nie zadeklarowała, to nasze relacje stałyby się dziwniejsze niż były.
On się przed tym wzbraniał, wie jaka jestem.
Ogólnie, tamto ‘pożegnanie’ było ckliwe, padło wiele stwierdzeń jak z kiepskiej powieści.
Natomiast, kiedy ja powiedziałam ‘ zniknę, tak będzie najlepiej’, to faktycznie miałam to na myśli. Oczywiście,
może nie od razu. Rok to jednak dosyć długo, miałam co zapominać. To w ogóle było całe takie popierdolone.
Nie chciałam stawać na ‘drodze do szczęścia’. Nie chciałam także, żeby tamta dziewczyna musiała znosić
dyskomfort przeze mnie. I tak trwałam sobie w sekretnym postanowieniu milczenia, wyciszenia i zapomnienia
o moich ornitologicznych upodobaniach, gdy nagle, wieczorem, coś przed północą przyszedł sms.
Znów zabrakło mi powietrza, kiedy zobaczyłam od kogo jest.
Miałam mętlik w głowie.
Nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić – czytać, czy też nie.
Nie miałam zbytniej chęci czytać tego, co miał mi do przekazania.
Pierdolenie o Szopenie ’przykro mi, nie zawsze chciałem dobrze, to wszystko moja wina’ [a Gabriela wie,
do kogo wypisujesz po nocach?] ‘mam nadzieję, że wszystko Tobą dobrze. To śmieszne, bo jesteś jedyną
dziewczyną, przez którą się tak zachowywałem’ [Proszę, proszę, nie pogrążaj się już bardziej].
Ale niestety, ‘niebiosa’ mnie nie wysłuchały ‘myślę o Tobie czasem’…
Tak, ja też czasem myślę, ale wydawało mi się, że powinieneś myśleć o swojej Gabi. Dziękuję. Dobranoc.
Czytałam ze trzy razy tego sms z pięciokrotnie przekroczonym limitem i zastanawiałam się co dalej.
Odpisałam. Wprawdzie, z goryczą, ironią i łzami w oczach.
To takie beznadziejne uczucie. Tu nawet nie chodzi o to, czy jeszcze zależy ci na kimś.
Lecz takie pierdolone zabiegi psychologiczne żeby uspokoić swoje rozedrgane sumienie.
Jeśli się komuś wyrządziło krzywdę, było przyczyną zła, cierpienia czy czegokolwiek niepożądanego, to należy
to znieść. Zrozumieć, że będą konsekwencje, że będziesz się z tym źle czuć.
Oczywiście, że każdy człowiek kogoś skrzywdził.
Zawiniłam w wielu sprawach. I choć przepraszałam, to nigdy nie chciałam wybaczenia czy zapomnienia.
Nie pokazuję moich wyrzutów sumienia. To jest kara. Trzeba się przyzwyczaić.
Jedyne, co pozostaje, to przejść do życia. Czasu nie cofniesz. Krzywdy nie usuniesz. Cierpienia nie zniszczysz.
To będzie. To zawsze będzie. It never ends.
***
Pomyśl, że tracisz wszystko.
Zostajesz Ty, odarty z charakteru, osobowości, intelektu, majątku.
Czego straty pożałujesz jako pierwsze?
Szczerze mówiąc, ja i tak wiedziałam, że to się najbardziej liczy.
Ale dziś rano naszła mnie ta myśl, to pytanie.
I lekkiego szoku doznałam po przemyśleniu.
Fault I drove for miles, just to find you and myself. All these screams, all these voices in my head, You gave me strength, gave a hope for a lifetime, I never was satisfied, This time won’t you save me, This time won’t you save me, Baby I can feel myself giving up. It’s not your fault, I’m a bitch, I’m a monster. Yes, I’m a beast and I feast when I conquer, But I’m alone, on my throne, I came this way, all this way just to say: This time won’t you save me, This time won’t you save me, Baby I can feel myself giving up. I’m giving up baby. This time won’t you save me.
***
I hate that I let you down.
***
Można powiedzieć, że moje życie się uspokaja. Pomijając operacje na oczach. Pomijając matkę wpadającą do mojego pokoju nad ranem i robiącą problemy z mojego stylu życia. Pomijając pseudo szlaban na komputer. Do końca stycznia notabene Pomijając, że pewien nierozgarnięty ptak znów miesza mi w głowie. Pomijając, że jakiś niedorozwinięty dziewiętnastolatek próbuje się mną bawić. Pomijając, że zaczyna mi zależeć na jak najczęstszych rozmowach. Pomijając branie tolperisu, żeby załagodzić myśli i uczucia, których nie chcę.
***
Zdałam geografie na czwórkę. Mam szóstkę z matematyki. I jestem klasyfikowana z WOSu. Niesamowite osiągnięcia. Naprawdę. Ucisza mi to tego wiecznego moralniaka w głowie. Kilkadziesiąt godzin bez snu, wszędzie pełno niedopałków, szklanek, butelek i fiolek. Dolce vita! La belle vie! Równania kwadratowe, „Lolita”, zbyt mocna kawa, ‘Sekretny Dziennik Call Girl’. Mon Dieu, tęskniłam.
***
Każdego wieczora fotografuję tę swoją wieś w światłach latarni, mam to nieodparte wrażenie. Że choć niezbyt wiele zmienia się w wyglądzie tego miejsca, to czas nieubłagalnie biegnie. Już niedługo wiele rzeczy będzie inne. Za osiem miesięcy będę licealistką [o ile wszystko pójdzie tak, jak powinno]. Z NWH przeszłam przez trzy klasy podstawówki, kończę trzeci rok gimnazjum i zacznę kolejny etap. Czas za szybko biegnie, zdecydowanie. Tak długo rozmieniałam się na drobne, że boję się, że nie dam rady, że nie stać mnie na coś tak dużego. Ale jest taka mała iskierka, mam nadzieję, iż wie, że jest moją iskierką, że trzyma mnie przy życiu ogóle. Mon petit cherie.
***
Jak wygląda świat na moich ulubionych ‘stępiaczach odczuć’?
Brak jakiejkolwiek pomocy, brak sensownej kolejności, brak siły i mocy.
nie ma przypadków, przeznaczenia, nie ma nic znaczenia,
nie ma miłości, nie ma nienawiści, nie ma szacunku, nie ma zawiści,
nie ma bólu, cierpienia, radości, nie ma prawdy, nie ma szczerości
nie ma słońca, światła i prądu.
Ciemność dobiegł do końca nasz czas, nie ma zabudowań, nie ma ludzi, nie ma mas, nie ma homo sapiens, nie ma ludzi, nie ma nas.
Nie ma nic, nie ma, nie ma nieba, nie ma piekła,
nie ma nic ,nie ma, nie ma reszta świata uciekła,
nie ma nic, nie ma, nie ma została tylko ona męka nasza matka natura wściekła.
Nie ma nic, nie ma, nie ma nieba, nie ma piekła,
nie ma nic, nie ma, nie ma reszta świata uciekła.
Nie ma nic, nie ma, nie ma, została tylko ona męka nasza matka ziemia wściekła.
Upper echelon Money is the anthem, of success, so before we go out, what’s your address? I’m your national anthem, gorgeous and handsome, take me to the Hamptons, Bugatti Veyron. He loves to romance on, reckless abandon, upper echelon. He says to be cool, but I don’t know how yet, wind in my hair, hand on back of my neck. I said ‘can we party later’ he said yes, yes, yes. Tell me I’m your national anthem, Tell me I’m your national anthem, Tell me I’m your national anthem, Red, white, blue is in the sky, summer is in the air, heaven is in your eyes. I’m your national anthem.
***
Okna dachowe są zasłonięte śniegiem. A ja właśnie włączyłam ‘Miriam’. Kojarzy mi się z tylko jedną osobą. Nie wiem, co wtedy miał na myśli ‘you know you’ve done me wrong’ [czy to był jakiś podtekst?] ‘that’s such a pretty name’. Zawsze tak mówił. ‘was it a game to you […] don’t tell me lies’ o tak, chciałabym wiedzieć. And I’m trying not to hurt you, cause you might not be that bad, But it takes a lot to make me go this mad. Oh Miriam, that’s such a pretty name, and I keep saying it, until you die. Miriam, you know you’ve done me wrong. I’m gonna smile when you say goodbye. You know you’ve done me wrong I’m gonna smile when I take your life. Pewne rzeczy są jak głośno krzyczący transparent, jawny manifest “Tak, to ja; ze mną Ci się to kojarzy”. Powiedz imię, a ja podam piosenkę, rzecz, książkę, z którą mi się łączy. Tak mi przykro, tak źle, i tak męcząco. Najboleśniejsze wspomnienie, łączące się z pewnym domorosłym artystą lubiącym mangową stylistykę. Nienawidzę tego tak bardzo! Wystraszyliśmy się chyba oboje, bo byliśmy zbyt podobni. Bywają takie momenty, kiedy myślę, co się stało z tym człowiekiem. Czy myśli o mnie? Choć z góry skazane o było na niepowodzenie, niesmak pozostaje… Niedawno powstało nowa koneksja. Nie panuję nad tym, że się uśmiecham na samą myśl. W sumie, nie pałałam do tej piosenki jakimś szczególnym uczuciem. Jednak, teraz pasuje jak ulał. To znaczy, w sumie nie. Pasuje do chwili. Do kontekstu. Nie chcę myśleć o tym, czy, jak i kiedy się skończy. Nachodzą mnie oczywiście ‘realistyczne myśli’. Ale nie chcę tego spierdolić, tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo. [!]
***
It’s alarming, honestly, how charming she could be, pulling everyone, telling them she’s having fun.
She says you don’t wanna be like me, see all the things that I’ve seen. I’m dying. I’m dying.
These girls falls like dominoes. I’m falling like a domino. There was a time, such a bad time, when I felt I’m so weak that I couldn’t stand being myself. Being weak causes so much pain to me. In the land of Gods and Monsters I was an Angel, living in a Garden of Evil. I felt trapped. I didn’t know what is right and what is wrong. Fuck yeah, give it to me, this is what I truly want: innocence lost. Feelings were too much for me. Pain was too much, grief was too much, sadness was too much. I didn’t want to feel anything. After losing someone important you don’t know what to do. People are weird creatures. Some are saying: calm down, you are not the first and not last who has lost anyone. The other are thinking: you can’t stop crying! If you do, you’re a bad person, you didn’t love that one who is gone. My life was full of bullshit. Here I am now. Two years has passed. I still didn’t accept that things have changed. I never was a fan of ‘love forever’, but I’ve realized that there exists love which lasts forever. They told me I should move on, but… Loving someone forever can’t be wrong. Even if she’s not here, I won’t move on. And there’s no remedy for memories. I can’t forget. I can’t pretend that everything is the same. Time didn’t heal that wound. Sometimes I hear her voice, she calls my name, in that special way. I miss that. I feel like I didn’t show her how I love her. I hope that she knew. I bet she knew.
było ciężko.
ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężkociężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko.ciężko. ciężko w chuj.
POGLĄDY MIŁOSNO-EGZYSTENCJALNE TYPOWEJ GIMBO-BLASZKI: - NAJCZĘSCIEJ NA POCZĄTKU 1 GIMNAZJUM TRZEBA SOBIE ZNALEŹĆ CHŁOPAKA. OBOJĘTNIE JAKIEGO BYLE BYŁ CHŁOPAKIEM - BĘDĄC Z TYM CHŁOPAKIEM DZIEWCZENTA MUWIĄ ŻE GO KOCHAJĄ BO TAK WYPADA. - ALE JAKO ŻE TAK NAPRAWDE SIE ZE SOBĄ NUDZĄ TO TRZEBA TESZ POKRĘCIĆ Z INNYMI CHŁOPAKAMI - OGULNIE TO JUSZ SIE SOBIE ZNUDZILI WIĘC ZRYWAJĄ ZWIĄZEK Z PŁACZEM I SMUTKIEM KTURY MIJA ŚREDNIO PO 17 SEKUNDACH
- SKORO TERAZ BLASZKA JEST WOLNA TO SOBIE MYŚLI ŻE JEŚLI BĘDZIE DAWAĆ NA LEWO I PRAWO TO PRZECIEŻ NIE SZKODZI BO NIE MA CHŁOPAKA - JAK POMYŚLAŁA TAK TESZ ZROBIŁA. - PO JAKIMŚ CZASIE TAKICH ZACHOWAŃ WCHODZĄC DO SWOJEJ ULUBIONEJ TANIEJ DYSKOTEKI AUTOMATYCZNIE NA CZOLE MIAŁA NAPIS ''JESTEM TANIA WIĘC MNIE BIERZ BO BĘDZIE OKAZJA'' - CZASEM NA IMPREZIE TRAFI SIE CHŁOPAK KTURY PODARJE JEJ PREZENT. CZYLI KARTE ZA 5 ZŁ. W TAKIM PRZYPADKU ZACZYNAJĄ BYĆ PARĄ - SKORO SĄ PARĄ TO ONA GO MOŻE NACIĄGNĄĆ NA RUŻOWY SWETEREK I KOLEJNE DOŁADOWANIE ZA 5 ZŁOTYCH. W ZAMIAN ŻEBY BYŁO SPRAWIEDLIWIE ONA MU TESZ MUSI ''NACIĄGNĄĆ'' - ONA PISZE Z INNYMI CHŁOPCAMI WIĘC PROSI O KOLEJNĄ KARTE ZA 5 ZŁOTYCH. - ON STWIERDZA ŻE KOLEJNE 5 ZŁ TO ZA DUŻO I ŻE MUSI JA WYMIENIĆ NA LEPSZY MODEL CZYLI TAŃSZY MODEL - I ZERWALI
- TERAZ ONA SOBIE MYŚLI/WMAWIA ŻE POWODEM ZERWANIA JEST TO ŻE ''JAKAŚ TANIA SZMATA GO PODERWAŁA'' - WMAWIA TO NIE TYLKO SOBIE ALE WSZSTKIM. OCZYWIŚCIE GŁUWNIE NA FEJS-BUKU. - NASTAŁ CZAS BY GIMBO-BLASZKA WSTAWIAŁA SMUTNE OBRAZKI I CYTATY OCZYWIŚCIE NA FEJS-BUKA. TYLKO PO TO ŻEBY INNE BLASZKI JE LUBIŁY I PISAŁY WZAJEMNIE JAKIE TO SĄ POKRZYWDZONE
- GIMBUSKA ZATĘSKNIŁA ZA KARTAMI ZA 5 ZŁOTYCH I INNYMI PREZENTAMI WIĘC WRZUCIŁA NA FEJS-BUKA NOWE ZDJĘCIE PROFILOWE NA KTÓRYM BYŁA BARDZO POCHYLONA. NO I NIE BYŁO TAM WIDAĆ TWARZY TYLKO ZWISAJĄCE BIMBAŁKI - POJAWI SIE CZASEM JEDEN I DRUGI. PRZYJEDZIE W DRESACH SWOJĄ BEEMKĄ ROCZNIK 92. POPATRZY, WKORZYSTA I ZNIKNIE. TAKI PRZYPADEK GIBUSKA NAZWIE NIEZGODNOŚCIĄ CHARAKTERUW - PO ZERWANIU Z KAŻDYM MENEM NASZA BOHATERKA MUSI SIE NAJEBAĆ DLA ZAPOMNIENIA. - A NAWET JEŚLI Z NIKIM NIE ZERWIE TO TESZ MUSI SIE NAJEBAĆ JAK ŚWINIA DLA ZAPOMNIENIA.
- BABCIA MIAŁA RENTE WIĘC BLASZKA POSZŁA I WYSĘPIŁA TROCHE HAJSU. OD DZIADKA ZRESZTĄ TESZ. - PO NAPŁYWIE GOTUWKI POMYŚLAŁA SOBIE ŻE MOŻE BY TAK PUJŚĆ DO JAKIEGOŚ TROCHE DROŻSZEGO KLUBU - POCZEKAŁA DO PIĄTKU I POSZŁA DO DOBREGO KLUBU. NIE PUSZCZALI TAM DISCO POLO WIĘC KLIMACIK SIE JEJ NIE SPODOBAŁ. NIE BYLO TAM RUWNIEZ TANICH WIN WIĘC NIE WIEDZIAŁA CO TAM SIE ROBI - NAGLE PATSZY A DO KLUBU WCHODZI CHŁOPAK KTUREGO ZNAŁA TYLKO Z WIDZENIA BO CHODZIŁ DO TEJ SAMEJ SZKOŁY CO ONA. - CHŁOPAK MIAŁ DROGIE BUTY I BYL PRZYSTOJNY I MĄDRY. TAKRZE PO CHWILI POSZŁA DO NIEGO ZAGADAĆ - JEDNAK ON SŁYSZAŁ KILKA HISTORII Z JEJ ZYCIORYSU I NA WSTĘP POWIEDZIAŁ JEJ ŻE MA SPIERDALAĆ - OCZYWIŚCIE GIMBO-BLASZKA STWIERDZIŁA ŻE JEST TO JAKIŚ ''PUSTAK'' I ŻE PO PROSTU NA NIA NIE ZASŁUGUJE ITD. - PO TYM INCYDENCIE JEJ ŻYCIOWYMI HASŁAMI BYŁY: ''CHŁOPAKI TO ŚWINIE'', ''MIŁOŚĆ TO ŚCIEMA'', ''KIEDY W KOŃCU POZNAM JAKIEGOŚ KOCHAJĄCEGO CHŁOPAKA? ITD. - TE HASŁA OGŁASZAŁA WSZĘDZIE GDZIE SIĘ DA. W MIĘDZY CZASIE LUBIŁA TOWARZYSTWO PRZYGODNYCH MENÓW ALE NIEWAZNE.